czwartek, 18 września 2014

Nareszcie....

Witajcie:)
Nareszcie skończyłam projekt, który zaczęłam pod koniec sierpnia.
W sumie to był prawie gotowy już chwilę temu, ale czekał na wykończenie, a w zasadzie na moją "wenę" bo jakoś nie miałam na niego pomysłu...
W dodatku od 2 tygodni w domu mam nieustający szpital i sporą część czasu poświęcam na bieganiu z chusteczkami za dziećmi...
W końcu jednak po kolejnym razie przegrzebywania czeluści Internetu w poszukiwaniu inspiracji, udało się...znalazłam...
Właścicielka rzeczy, o której mówię zaakceptowała pomysł i przystąpiłam do wykonania.
Chcecie zobaczyć o czym mówię?:)
Proszę bardzo:

Widać co to?
To plecaczek dla mojego Przedszkolaka:)
Mamusia wydumała, że przecież dziecko musi mieć w czym zabrać jakiegoś Misia czy lalę w razie czego...
Poszperałam w Internecie i znalazłam zdjęcia plecaków, które wpadły mi w  oko.
Tu macie link:
http://munia234.blog.onet.pl/2012/03/18/torebki-i-plecaki-szydelkowe/


Wygrzebałam więc jakieś resztki włóczki Puchatek i jeszcze jakiejś (nie pamiętam co to było to ciemno-zielone) i wzięłam się do pracy.
Jak już wspominałam, sam plecak powstał dość szybko...Gorzej z ozdobieniem.
Młoda mi nie pomogła niestety i nie wymyśliła co chce na plecaku....
Miała być Świnka Peppa, ale przecież mieszka już na torebce:)
Z pomocą przyszedł mi blog niejakiej Krawki, na który trafiłam całkiem przypadkiem.
http://krawka.blogspot.com/

Tam znalazłam wzory tych słodkich  Koników morskich i  Pani Ośmiorniczki:)

Potem stanęłam przed kolejną trudnością...
Podszewka...
Konieczna przecież, żeby ręce jakiejś nieszczęsnej lalki nie wystawały przez dziury w plecaku...:)
Mąż stachał mi ze strychu maszynę....Łucznika...starszego zapewne ode mnie...
Teraz pytanie jak do tego usiąść...bo jeśli chodzi o szycie to jestem co najmniej tak zielona jak ten plecaczek:)
Nie żebym nigdy przy czymś takim nie siedziała, bo i owszem...zdarzyło się...ale zazwyczaj na siedzeniu się kończyło...a tu masz babo i uszyj podszewkę dziecku jakżeś wymyśliła...
Zacisnęła matka zęby...zrobiła wykrój....i wzięła się do szycia...
Małymi kroczkami, najpierw dość nieśmiało zszyłam jeden, potem drugi bok...uprzednio obrabiając górę..
Żeby nie było tak pięknie, ponieważ umyśliłam sobie, że dno plecaka ma być sztywne, musiałam obszyć owal wycięty z kawałka grubej podkładki stołowej i przymocować go do reszty podszewki...
I klops...maszyna się zbiesiła...
Z pomocą przyszedł mąż, który z maszyną miał w życiu dużo więcej wspólnego niż ja i moja mama razem wzięte:)
Jakimś cudem dotarłam do końca podszewki i wszyłam do plecaczka:)
A efekt wygląda tak:)
Plecak jest jak widać zamykany na ściągane sznureczki i na guzik...obrobiony czarną włóczką:)
Jak na kompletnego żółtodzioba w tej dziedzinie jestem z siebie całkiem zadowolona:)

Tu jeszcze tył plecaczka....

Projekt uważam za dość udany, ale tak czy owak...najważniejsze, że córci się podoba....
Spokojnej nocy Wam życzę....
Ana


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz